Skip to main content

NEWS

„Wspomnień z Progresją mamy całe mnóstwo” – wywiad z Nocnym Kochankiem

05-12-2023

AUTOR: Maciej Majewski

Nocny Kochanek zagra jeden z ostatnich koncertów w Progresji w tym roku. Zespół, który swoją transformację z grupy Night Mistress zaliczył przy ścisłym udziale klubu, do którego regularnie powraca. Wokalista grupy Krzysiek Sokołowski podzielił się ze mną anegdotami osobistymi i zespołowymi, związanymi nie tylko z Progresją, ale przede wszystkim z szefem klubu – Markiem ‘Prezesem’ Laskowskim. 

MM: Pamiętasz, kiedy po raz pierwszy usłyszałeś o Progresji?

KS: Bardzo możliwe, że było to przy okazji naszego pierwszego koncertu Night Mistress w Progresji w 2006 roku. Nigdy wcześniej tam nie byłem. I to był mój pierwszy raz z Prezesem (śmiech). To była jeszcze pierwsza inkarnacja Progresji. Patrząc z perspektywy czasu, to było ciekawe, bo ten koncert zagraliśmy dzięki grupie Exlibris, która zaprosiła nas do wspólnego grania. Oprócz nas i Exlibris grał też zespół Butelka. Do dziś pamiętam wers jednej z piosenek tego zespołu, który brzmiał: „Nie działa mi dekoder Telewizji Trwam” (śmiech).

MM: Bywałeś później w Progresji także jako słuchacz?

KS: Tak, i to jeszcze zanim przeprowadziłem się do Warszawy. Jednym z koncertów, na który musiałem się wybrać, był koncert Turbo, który odbył się jakiś czas później. Potem byłem też na koncercie Tima ‘Rippera’Owensa w 2010 roku, na którym – swoją drogą – Turbo obchodziło 30-lecie swojej działalności. Ciekawostką jest to, że po koncercie znalazłem przy wejściu z klubu płytę „Play My Game” Rippera z autografem. Początkowo chciałem ją oddać na merch, ale stwierdziłem, że jednak ją zachowam na pamiątkę. Żeby było śmieszniej, w 2014 roku zagraliśmy support przed Ripperem. I z tym wiążę się kolejna anegdota (śmiech). Byliśmy bardzo podjarani tym koncertem. Ripper to zresztą jeden z moich ulubionych wokalistów. Zagraliśmy ten koncert i byliśmy tak naładowani energią, że nie omieszkaliśmy się napić tyle, ile wypada (śmiech). I w takim stanie wbiliśmy do Rippera na backstage. Dopiero następnego dnia zobaczyłem na zdjęciach, co myśmy tam wyprawiali… On był dla nas bardzo miły i chyba nie chciał być wobec nas zbyt obcesowy, a myślę, że spokojnie mogliśmy sobie na to zasłużyć (śmiech). Potraktowaliśmy go jako kumpla, zaczęliśmy przybijać z nim piątki i robić mnóstwo wspólnych zdjęć w różnych pozach. On na to wszystko się zgadzał, natomiast jak wjeżdża ci na backtage banda najebanych metalowych młokosów, to nie zawsze jest przyjemne (śmiech). Wyszliśmy z klubu samodzielnie, ale wracaliśmy stamtąd chyba w szóstkę z gościem, którego poznaliśmy tego samego wieczoru (śmiech). On nas odwiózł, ale ponieważ nie zmieściliśmy się wszyscy do auta, to stwierdziłem, że tę podróż pokonam w bagażniku. Arturowi, naszemu basiście zrobiło się mnie szkoda i wszedł ze mną do tego bagażnika. I tak wtedy wróciliśmy (śmiech). Zresztą wspomniany Artur był w tak dobrym nastroju, że zostawił w klubie torbę ze swoimi rzeczami, kablami gitarowymi itd. Niestety już jej nie odzyskał. Poza tym chyba także w 2014 roku graliśmy z Katem & Romanem Kostrzewskim. Z tym koncertem również wiąże się anegdota (śmiech). Tuż przed graniem Artur chciał sprezentować Prezesowi naszą koszulkę z reprodukcją okładki „The Back Of Beyond”. Podszedł do niego do baru i mu ją wręczył. Okazało się, że Prezes stoi z Irkiem Lothem z Kata. Irek spojrzał i wypalił: „A dla mnie?” (śmiech). Arturowi zrobiło się głupio i powiedział, że zostały nam chyba tylko najmniejsze rozmiary koszulek. A Irek na to: „W porządku”. Później widzieliśmy zdjęcia Irka Lotha w tej koszulce (śmiech). Natomiast rok później zagraliśmy jako support Uriah Heep. To był moment przełomowy, bo set składał się częściowo z kawałków Night Mistress, a część stanowiły już numery Nocnego Kochanka. Potem jeszcze zaliczyliśmy powrót Night Mistress na 15 urodziny klubu. Także wspomnień z Progresją mamy całe mnóstwo.

MM: Kiedy zaczęliście już grać jako Nocny Kochanek, zaczęliście występować w Progresji regularnie. Mam wrażenie, że w tej odsłonie wasz zespół niejako też wyszedł z tego klubu.

KS: Kiedy myślimy o klubach, z którymi jesteśmy związani, to pojawiają się dwa: Semafor ze Skarżyska-Kamiennej, bo stamtąd wywodzi się większość składu zespołu oraz właśnie Progresja. Gdy kręciliśmy klip do „Hand Of God”, to zwróciliśmy się do Prezesa o pomoc i dzięki temu nagraliśmy ujęcia koncertowe na dużej scenie w Progresji. Prezes zawsze patrzył na nas przychylnym okiem. Nie wiem, czy na tyle podoba mu się nasze granie, czy po prostu nas polubił jako ludzi. Zresztą jeden z pierwszych swoich koncertów w życiu w Progresji zagrał nasz gitarzysta, Kazon. Było to z zespołem Nekrofilia. Nie wiedzieć czemu, muzyka grupy nie spodobała się Prezesowi, który w pewnym momencie wbił na scenę i kazał chłopakom wypieprzać z klubu (śmiech).

MM: Graliście też na Torwarze kilka lat temu. Progresja zdaje się produkowała ten koncert?

KS: Tak, to była końcówka 2019 roku. Tamten rok był najbardziej obfity w historii Nocnego Kochanka – zagraliśmy wówczas ponad 100 koncertów. Wtedy promowaliśmy płytę „Randka w ciemność”. Ale teraz wracamy do Progresji, gdzie zagramy 16 grudnia. Z tego, co słyszę od ludzi, którzy wybierają się na ten koncert, traktują go jako zwieńczenie roku i pewne podsumowanie. Zrobiła się już z tego pewna tradycja.

MM: Publiczność może kończyć stary rok na waszym koncercie, a nowy też może zacząć w Progresji – na Zacieraliach, na których też zresztą kiedyś graliście.

KS: Oczywiście! Zagraliśmy na zaproszenie Zaciera, nie do końca jeszcze chyba znającego nasz zespół. To były początki Nocnego Kochanka. Przyjęliśmy to zaproszenie z dużą dozą sympatii, jak i dystansu, którego ta impreza wymaga. Wczuliśmy się w klimat i wpasowaliśmy się naszym miejscami żenującym poczuciem humoru. Po latach Zacier powiedział mi, że nie zdawał sobie sprawy, że my mieliśmy już jakieś osiągnięcia, bo na nasz koncert zacieraliowy przyszło mnóstwo ludzi. Z podobnych imprez zagraliśmy także na Festiwalu Muzyki Eleganckiej, który obywał się jeszcze w poprzedniej lokalizacji Progresji. O ile dobrze pamiętam, to wówczas zagraliśmy po raz pierwszy utwór „Minerał Fiutta”, a Prezes jeździł po backstage’u na rowerze (śmiech). Myślę, że anegdot przybędzie wraz z kolejnymi latami aktywności Progresji.