Skip to main content

NEWS

Siedem historii – rozmowa z Aliną Jurczyszyn (Laboratorium Pieśni) [WYWIAD]


Laboratorium Pieśni powraca nowym albumem „Hé oyáte”. To płyta, która pojawia się po kilku letniej przerwie. W międzyczasie sporo się działo ze światem, pandemia, wojna w Ukrainie itd. Na ile ten fakt, co się działo dookoła nas wpłynął na ten album?

Wiesz, my działamy sobie w takim trochę naszym tempie życiowym Laboratorium Pieśni to jest 7 kobiet. 7 osobnych żyć, 7 osobnych przygód, 7 osobnych historii, które się splatają. Są mamy, które po drodzę rodziły dzieci, są różne podróże, które były w trakcie. I tak naprawdę dla nas ten czas pandemii był właśnie czasem bardzo twórczym. Wtedy tak naprawdę usiadłyśmy do prób pod kątem nowej płyty. Dla nas to był też taki czas mocnej kreacji. I mogłyśmy troszeczkę wyjść z tej sytuacji takiego wzmożonego koncertowania, które było przed pandemią. Bo rzeczywiście byłyśmy bardzo dużo w podróżach, na koncertach i warsztatach. I po prostu nie było przestrzeni, żeby nagrać nową płytę.

Na ile praca nad nowym albumem różniła się od pracy nad „Rasti”, „Rosna” czy innymi albumami?

Ona jest o wiele bardziej osobista w takim znaczeniu, że jak zaczynałyśmy nagrywać swoje pieśni, to nagrywałyśmy mocno w tradycyjnej formule. Wiesz, takiej przeniesionej albo gdzieś z moich podróży po różnych wsiach i zbierania pieśni, albo właśnie z naszych różnych podróży po świecie. Pieśni zbierane u źródeł albo gdzieś przekazane nam przez różne istoty, które spotkałyśmy po drodze. A „Hé oyáte” jest bardzo nasza. Po raz pierwszy są tam na niej utwory, które stworzyłyśmy same od początku, łącznie z tekstem, który jest wymyślony w języku, którego nie ma. Jest po prostu połączony z tymi melodiami, które pojawiały się gdzieś tam w naszych głowach, w naszych sercach. Więc tam jest dużo utworów stworzonych przez nas zarówno w warstwie tekstowej, melodyjnej i rytmicznej. To są od początku do końca nasze autorskie dzieła. Oczywiście są też pieśni tradycyjne, no bo nie byłybyśmy sobą, Laboratorium Pieśni, gdyby nie było pieśni tradycyjnych. Ale jest bardzo dużo naszej twórczości i też dużo takich naszych aranżacji.

To, że tym razem dałyście sobie większą szansę z autorskimi rzeczami było wyzwaniem czy było to naturalne?

No właśnie było to bardzo naturalne. My mamy próby raz w tygodniu, na których sobie ćwiczymy i na które przynosimy nowe własne kompozycje. Któraś z nas mówi: „przyśniło mi się coś takiego”. Na kolejnej próbie, któraś tam mówi, „szłam sobie przez las i przyszło mi do głowy coś takiego”. A potem pracowałyśmy nad tym razem. Na przykład śpiewałyśmy to sobie, to się już pojawiało gdzieś w naszej przestrzeni i stopniowo dokładałyśmy aranżacje. No i tak bardzo dużo nam wyszło tych utworów, więc też ta płyta jest kompromisem. Aby zmieścić ten materiał na jednej płycie, to musiałyśmy nawet pewne utwory po prostu z tej płyty wykluczyć. Myślę, że one się pojawią na następnej.

Powodem tej naszej rozmowy jest oczywiście album „Hé oyáte”, promujące go koncerty, ale rok 2023 jest dla was także szczególny z innego powodu. W tym roku mija dokładnie 10 lat od powstania Laboratorium Pieśni…

Michał, to jest niesamowite, że to zauważyłeś, bo właśnie w tym roku dopiero to do nas dotarło, że rzeczywiście to jest już 10 lat. W tym składzie oczywiście, bo już wcześniej były różne próby, ale w tym składzie rzeczywiście śpiewamy od 10 lat. I mamy taki pomysł – tak naprawdę jesteś pierwszą osobą, której to mówię. Mamy taki pomysł, żeby na to nasze 10-lecie nagrać płytę w rodzaju „The Best Of”. Może uda się zmieścić 10 utworów. Choć te nasze utwory mają po 10-12 minut, więc nie wiem, czy to jest realne, ale myślimy właśnie o takiej płycie, takich ukochanych utworach naszych fanów, na które oni zawsze czekają na koncertach i zawsze śpiewają z wielką radością. I też myślimy o takiej trasie koncertowej. Pewnie już na przyszły rok. Bo 10 lat to jest bardzo dużo dla jednego zespołu. Czuję, że to jest bardzo wyjątkowe i piękne, że cały czas jesteśmy razem i w takiej radości ciągle tworzymy z pasją. To jest dla mnie bardzo wyjątkowe.

No i tak jak wspomniałaś, siedem dziewczyn utrzymać w jednym, że tak powiem, stadzie przez cały czas to jest wyzwanie, pod którym jestem naprawdę pod wrażenie…

My się śmiejemy, że to jest siedem kobiet, siedem problemów każdego dnia. Ale mamy już swoje patenty. Śmiejemy się, że już się na tyle dobrze poznałyśmy, że wiemy jak ze sobą rozmawiać, jak ze sobą być i jak się wspierać. To jest nie tylko zespół, ale myślę, że naprawdę jesteśmy taką swoją muzyczną rodzinką, która już nie jedno ze sobą przeżyła.

Co w ogóle sprawiło, że postanowiłyście poświęcić się takiej muzyce? Muzyce folkowej, muzyce świata, etno… Bo mam wrażenie, że to ciągle nie jest muzyka dla szerokiego odbiorcy. A z drugiej strony odniosłyście ogromny sukces. I to nie tylko w kraju…

To jest ciekawe, że właśnie na początku ten sukces był bardzo zagraniczny. Wiesz, ja wciąż jestem w wielkim zachwycie i mam ogromną wdzięczność. Bo jeździmy po całym świecie i czasem gramy dla tysięcy osób. I to jest przepiękne i trochę jak bajka. Ja głęboko wierzę, że ta muzyka, którą tworzymy, po prostu niesie bardzo poruszający komunikat dla ludzi. Zabieramy do takiego trochę innego świata, innego wymiaru. To jest naprawdę niezwykłe, że jeździmy po całym świecie i za to mam w sobie ogromną wdzięczność. Teraz zagramy jeszcze te nasze premierowe koncerty w Krakowie, Warszawie i Gdańsku, a potem już będziemy grały poza Polską. Więc tak naprawdę zostały już tylko trzy koncerty, podczas których będzie nas można zobaczyć w Polsce. Ale pytałeś o początki. Ograniczę się do esencji, bo to jest oczywiście opowieść na książkę. Generalnie jest tak, że teraz to jest wspólna kreacja i każda z nas przynosi swoje pieśni. Czasami coś nas inspiruje i wspólnie tworzymy. Ale takie prapoczątki zrodziły się z mojej pasji do muzyki tradycyjnej, gdzieś tam jeszcze za czasów moich studiów. Zaczęłam słuchać takiej muzyki i ona mnie bardzo poruszała. Zwłaszcza te wielogłosowe pieśni ukraińskie. Były dla mnie bardzo emocjonalne, bardzo poruszające i byłam zaciekawiona tym, dlaczego to mnie tak porusza. Co takiego jest, że ja płaczę przy tych pieśniach. Zaczęłam szukać, odpowiedzi na to pytanie, podróżowałam po wioskach, uczyłam się tych tradycyjnych pieśni. Potem studiowałam w teatrze Gardzienice i tam przez kilka lat też uczyłam się tych pieśni. Jeździłam na wszelkie możliwe warsztaty pieśni tradycyjnych. I po kilku latach – nie przesadzę jak powiem – że miałam sterty zeszytów wypełnione tymi pieśniami. I w pewnym momencie uznałam, że jest tego na tyle dużo, że przyszedł czas by założyć zespół. Kosmos troszeczkę usłyszał to marzenie. I tak powolutku zaczęły pojawiać się wokół mnie takie osoby jak Kamila Bigus, z którą prowadzę też warsztaty. Jednego roku, na te warsztaty przyszły wszystkie dziewczyny, które dziś tworzą Laboratorium Pieśni, czyli: Lila Bosowska, Iwona Bajger, Alina Klebba, Magda Jurczyszyn-Turło, Karolina Stawiszyńska-Wiatrow i wspomniana wcześniej Kamila Bigus.

A jak sądzisz, co sprawiło, że tak szybko zjednałyście sobie publiczność międzynarodową?

To jest magia internetu i magia tego jak internet niesamowicie może wesprzeć działania artystów. Żyłyśmy sobie w taki – powiedzmy – niewinny sposób. Po prostu śpiewałyśmy sobie razem, nie miałyśmy jakiś wielkich ambicji, wielkich planów. Przy okazji kręciłyśmy sobie też do tego teledyski. Czasami ktoś tam wpadał, coś nagrywał i wrzucałyśmy to na Facebooka czy YouTube. Jeden z naszych teledysków, “Sztoj pa moru (Што й па мору)”, jak wrzuciłyśmy do internetu, nagle zrobił się niesamowity szał. Jak taki wiral, który ruszył po całym świecie. My tylko patrzyłyśmy na te cyferki, jak rosną na Facebooku, te 1000 like’ów, te miliony wyświetleń i myślałyśmy “co się dzieje?” Byłyśmy w dużym szoku. No i po tym teledysku, jak on zaczął poruszać serca ludzi na całym świecie, odezwali się do nas organizatorzy koncertów z całego świata i zaczęli nas zapraszać.

Wspomniałaś o tym, że dużą rolę w historii zespołu odegrały warsztaty. Ale Laboratorium Pieśni to także festiwal Etnowiosnowisko i spektakle muzyczne… Co dzieje się z tą stroną waszej działalności?

Teraz nasze działania są przede wszystkim skoncentrowane na muzyce, na graniu koncertów i na prowadzeniu warsztatów. To są takie nasze dwie bazy i takie przestrzenie, które najbardziej rozwijamy. Dlatego one zajmują nam najwięcej czasu. Czasami w sezonie my po prostu jesteśmy co weekend gdzieś albo na koncertach albo na warsztatach. Ale rzeczywiście na początku było tak, że jak skończyłam te swoje studia, to bardzo chciałam robić jakieś festiwale i parateatralne spektakle muzyczne. I rzeczywiście były trzy edycje festiwalu Etnowiosnowisko. Były też spektakle wokół różnych tradycyjnych rytuałów. Jeden z ostatnich spektakli “Puste noce czyli pieśni, które już się kończą”, to był spektakl zrodzony z mojego zainteresowania kaszubskimi pieśniami pogrzebowymi. Bo ja z Kaszubami jestem mocno związana. Potem z Laboratorium nagrałyśmy swoją muzykę i muzykę tradycyjną oraz zaprosiłyśmy do tego tancerzy i tak zrobił się spektakl. No i tak w końcu powstał spektakl. Jednak na ten moment ta teatralna i festiwalowa działalność wygasła. Po prostu nie ma na to przestrzeni. Natomiast ostatnio dziewczyny mówią, że stęskniły się za jakimś spektaklem, więc kto wie?

Rozmawiał MICHAŁ KIRMUĆ