Skip to main content

NEWS

2023 – rok hardcore’u

01-06-2023

AUTOR: Aleksander Braun


Stan sceny hardcore A.D. 2023 wygląda więcej niż dobrze. Po spektakularnym, wydawałoby się wręcz niemożliwym sukcesie komercyjnym Turnstile, całe środowisko nabrało wiatru w żagle i jak grzyby po deszczu pojawiają się kolejne ekipy, gotowe wojować muzyczny świat. Hardcore nigdy nie był tak atrakcyjny, chłonny i pociągający jak dziś. Sytuacja gatunku przypomina nieco stan, w jakim znalazł się black metal po zmieniającej zasady gry płycie „Sunbather” od Deafheaven – okazało się, że można wyjść poza skostniałe schematy, otworzyć się na syntezy z innymi gatunkami i w ten sposób dotrzeć do zupełnie nowej publiki, oraz ożywić środowisko, które od lat kręciło się wokół tych samych patentów.

Temat sukcesu i fenomenu Turnstile mógłby spokojnie posłużyć jako oddzielny artykuł. Dziś jednak chciałem skupić się na poniekąd pokłosiu tego sukcesu i przygotować drobny przegląd premier ze środowiska HC, które ukazały się przez kilka pierwszych miesięcy 2023 roku. Ich mnogość i różnorodność będzie najlepszym dowodem, że młody hardcore tak samo pamięta o swoich korzeniach, co mentalnie i muzycznie jest już gotów nie tylko na przetrwanie we współczesnym świecie, ale nawet dyktowanie mu warunków. Zaczynajmy!

Gel – Only Constant

Najbardziej klasyczna z omawianych dziś płyt. Motorem napędowym, wokół którego buduje się reszta muzyki, jest pięknie obskurny hardcore punk z początku lat 80. Królują średnie tempa i charakterystyczna, motoryczna perkusja, która ustępuje jednak miejsca, na raz wpadającym w ucho i ordynarnie wręcz prostym riffom gitarowym. Bezczelna prostota tej płyty nie jest w żadnym stopniu zarzutem, a bardzo ważnym komplementem. To właśnie prostota środków muzycznych, połączona ze wściekle wypluwanymi przez wokalistkę kolejnymi słowami i przebojowością na miarę gatunku, daje mieszankę będącą kwintesencją redefinicji obskurnego hardcore punku z minionych dekad. Europejska trasa amerykanów z początku tego roku wyprzedała się niemal w całości, po wydaniu opisywanej płyty popularność poszybowała jeszcze dalej, a jej nakład wyprzedał się w kilka tygodni. Jak mówi motto zespołu – hardcore for the freaks.

Zulu – A New Tomorrow

Tutaj mówimy już o zupełnie innym graniu. Zulu jest obecnie fenomenem, który muzycznie robi wszystko, żeby kariery nie zrobić. Trochę zbyt sterylny w brzmieniu, potwornie ciężki beatdown wymieszany z power violence. Dwa najbardziej radykalne odłamy hardcore’u, które do tej pory zarezerwowane były dla maniaków koncertów w piwnicach i na skłotach. Zabójcze blast beaty mieszają się z łamiącymi kości zwolnieniami, a całość co chwile skacze zmianami tempa znikąd. Co więc sprawia, ze o zespole zrobiło się głośno? Tematyka, wokół której oscylują, to doświadczenia czarnej społeczności, prezentowana raczej w tych negatywnych aspektach. W ich tekstach wybrzmiewa wściekłość na przejawy dyskryminacji rasowej, niesprawiedliwości społecznych i przemocy z tym związanej. Niemal połowę omawianego album ustanowią deklamowane manifesty i przerwy z klasyczną muzyką czarnoskórych artystów z różnych epok. Hardcore zawsze był politycznie zaangażowany, jednak od lat nikt nie przyszedł tak wyrazistą i pewną siebie propozycją. Jako ciekawostkę warto dodać, że kilka dni temu Zulu zostali dodani do line-upu Open’er Festiwalu.

Jesus Piece – …So Unknown

Pozostańmy jeszcze przez chwilę w krainie brutalności. Drugi album Jesus Piece to hybryda nowoczesnego hardcore’u, zamiłowania do beatdown’owego łamania kości i brzmienia rodem z najbardziej klaustrofobicznych płyt Code Orange. Celowo przeprodukowane, duszące się wręcz brzmienie, nadaje całości niesamowity klimat. Na pierwszy plan wysuwa się brutalna, gęsta perkusja i pięknie głęboki wokal. Przy całej swojej surowości, nad płytą unosi się efemeryczny duch muzyki, która celuje w bardziej ambitne rejony i za pomocą radykalnych środków ekspresji, stara się realizować artystyczny etos, nastawiony na pogłębione odczuwanie, a nie tylko słuchanie. Osobiście moim faworytem w tej kwestii jest fenomenalny numer „Silver Lining”, ale dopiero obcując z całością, rozumianą również poprzez oprawę wizualną, możemy w pełni doświadczyć tego albumu. Propozycja zdecydowanie dla fanów Code Orange, którym ostatnie dokonania tych ostatnich niezbyt przypadły do gustu.

Initiate – Cerebral Circus

Na koniec dwie, zdecydowanie bardziej radosne propozycje. Initiate już od riffu otwierającego album, zdradza swoją miłość do pop punku. Jest to jednak miłość trudna, która próbuje łączyć przebojową gitarę rodem z amerykańskich przedmieść, z charakterystyczną dla hardcore’u wściekłością. Jak wychodzą te próby? Ogólnie nieźle, choć trafiają się fragmenty, w których utwory zdają się być posklejane z nie do końca pasujących do siebie elementów. Najlepszym tego przykładem jest singlowy „The Surface”, który dla niejednego fana będzie absolutnym hitem lata 2023, pomimo melodyjnego refrenu doklejonego tak ordynarnie, że przy pierwszym przesłuchaniu aż coś mną zatelepało. Czy tyle narzekania oznacza, że to płyta zła? W żadnym razie! Pomimo niedociągnięć, od premiery ciągle do niej wracam – chyba nie jestem w stanie znaleźć bardziej przystępnego, a przy tym wciąż w 100% opartego na hardcore punku sountracku do wchodzenia w wiosnę.

Scowl – Psychic Dance Routine

Na koniec krótka, ledwie 10-minutowa epka, której większość opisu mogłoby pokryć się z poprzedzającym go, tekstem o Initiate. Jedyną różnicą jest to, że tym razem hardcore nie romansuje z pop punkiem, a amerykańskim rockiem lat od 70. do 90. Propozycja ta jest być może nawet bardziej spójna, pomimo wywoływania jakiegoś dysonansu szokowego przy pierwszym podejściu. Jednak po kilku próbach, łykam galopki na perkusji i cudownie zadziorny głos wokalistki sklejony z gitarami i kompozycjami z minionych epok, bez najmniejszego problemu. Jestem bardzo ciekaw, gdzie zaprowadzi muzyków kolejne duże wydawnictwo.

5 opisanych płyt to oczywiście tylko wycinek ciekawych zjawisk, które na naszych oczach zawładnęły sceną. W tym roku czeka nas jeszcze przynajmniej kilka ciekawych premier z takimi nazwami jak Buggin, Spy, czy Spaced na czele. Warto też odnotować, że 3 z 5 opisywanych zespołów w składzie miały wokalistkę. Coraz częstsze damskie wokal i perspektywa liryczna to kolejna składowa, która tworzy oblicze współczesnego środowiska hardcore. Gdy do mieszanki dodamy dopracowanie graficzne swoich albumów, merchu i plakatów tras, oraz odradzające się zainteresowanie zaangażowaniem polityczno-społecznym wśród młodych ludzi, otrzymujemy hardcore, który jest atrakcyjny i pożądany, a przy tym podatny na rozwój muzyczny poprzez redefiniowanie własnych zasad i połączenia z innymi gatunkami. Perspektywa dla tej muzyki wydaje się lepsza niż kiedykolwiek. Nie pozostaje nam nic innego niż cieszyć się rozwojem, śledząc kolejne premiery i koncerty z wypiekami na twarzy.